W pracy spotykam się z pytaniami rodziców dotyczącymi możliwości noszenia dzieci w chustach i nosidełkach. Coraz więcej rodziców chce nosić. Rodzice czytają o korzyściach dla dziecka z ciągłego bycia przy rodzicu, w kontakcie z ich ciałem, ruchem, zapachem, w kontakcie z ich emocjami. Przez obserwacje reakcji rodziców uczą się stosunku do świata i innych ludzi. To także okazja, żeby być w pełni zaangażowanym w starsze dziecko, bez nieustannie zajętymi rękami niemowlęciem, co wzbudza nieraz zdecydowany sprzeciw i protest i zazdrość starszego.
Według mnie nosić w chuście można tak właściwie każde dziecko, nawet te z MPDz, zespołem Downa……… i to już od urodzenia. Może w pojedynczych przypadkach jest przeciwwskazanie, ale generalnie widzę w tym tak dużo korzyści, że sama często namawiam rodziców, aby nosili. Zwłaszcza jest to bardzo wskazane dla dzieci które mają kłopoty z odruchem Moro, boją się ruchu, dla których na skutek przeżyć okołoporodowych i pielęgnacji życie jest za trudne. Ludzie są noszakami – B.Hassenstain E. Kirkilionis, - powinni nosić swoje dzieci. Są jednak pewne zasady prawidłowego noszenia. Dziecko musi być całkowicie zgięte, musi mieć nóżki w lekkim odwiedzeniu, ale nie na żabę.
I co najważniejsze, a rzadko jest stosowane musi być naprawdę bardzo mocno dociągnięte do nosząceg, dobandażowane. Ciężar dziecka musi być za pomocą płacht chusty przeniesiony na rodzica, inaczej chusta jest kolejnym wisiadłem, które ustawia miednicę w przodopochyleniu dając dziecku za dużo wyprostu i wisi ono odchylając się w tył np. na genitaliach dociskając je swoim ciężarem.